Żeby nie było

Żeby nie było, że świata nie widzę poza muzyką popularną w wydaniu anglosaskim. Widzę, a niżej są dowody, w bliskich mi wędrownych klimatach w rytmie swojskiego bluesa z dawnych lat. W kontekście powyższych zastrzeżeń przytaczam tutaj ciekawy komentarz internauty Zadziornego Mietka nawiązujący do wcześniejszej notki [Przepraszam, przy okazji] na temat fenomenu anglosaskiej dominacji we współczesnej muzyce popularnej: „Anglosasi stworzyli i mają ugruntowany, bardzo sprawny, system wyławiania oraz selekcji i obróbki talentów, promocji i reklamy wykonawców oraz zaangażowaną wielką kasę - tak, że na medialny szczyt szołbiznesowego przemysłu trafiają naprawdę najlepsi. Dlatego, ciśnienie potęgi anglojęzycznej rozrywki było i pozostaje olbrzymie - rozniosła się po całym świecie, m.in. przeniknęła przecież za Żelazną Kurtynę. Przyglądałem się kiedyś, za pośrednictwem internetu, fenomenowi ABBY właśnie po anglojęzycznej stronie i proszę mi wierzyć - oni do dzisiejszego dnia głowią się, jak to się stało, że wykonawcy, dla którego angielski to nie język rodzimy udało się i nadal udaje zawojować ich rynek. My tego nie widzimy, ale dla nich nawet niektóre rymy w piosenkach Szwedów są czasami cokolwiek dziwne. Tworzonych teorii i wyjaśnień jest dosłownie multum”.






Elżbieta Mielcarek: Poczekalnia PKP (1983):




.