Piosenka!

Jak każda inna, również lekcja języka obcego powinna rozwijać się według ustalonego porządku: rozgrzewka językowa - sprawdzenie zadań domowych - ewentualna krótka powtórka - wprowadzenie nowego tematu - ewentualnie krótki przerywnik - ćwiczenia utrwalające - zadanie pracy domowej. Mniej więcej - o ile dobrze pamiętam - tak to wyglądało, kiedy młodą nauczycielką będąc prowadziłam lekcje angielskiego w jednym z ogólniaków w moim mieście, zresztą w tym, który sama ukończyłam parę lat wcześniej.

*

Jeśli na lekcji nie zajmowałam się akurat rozmawianiem z uczniami o życiu, albo o polityce - w czasie karnawału Solidarności, a potem w czasie stanu wojennego - odkręcając propagandowe przekłamania dziennika telewizyjnego z poprzedniego dnia, to tak właśnie organizowałam naukę, gdyż porządek narzucony przez metodykę był po prostu sensowny. Podczas dyrektorskich lub inspektoralnych wizytacji ważnym czynnikiem w ocenie pracy nauczyciela była również umiejętność zachowania odpowiednich proporcji czasowych pomiędzy tymi poszczególnymi częściami lekcji, a także - zakończenia jej dokładnie z dzwonkiem.

Tamta wizytowana lekcja przebiegała idealnie. Uczniowie byli zdyscyplinowani, lekcja toczyła się sprawnie, wszystkie wymagane elementy zostały wprowadzone, na koniec praca domowa zadana. I nagle zapadła cisza. Spojrzałam dyskretnie na zegarek. Do przerwy pozostały trzy lub cztery minuty. Nie mogę uczniów wypuścić z klasy przed dzwonkiem. Porozmawiać o życiu lub o dzienniku telewizyjnym z poprzedniego dnia – tym bardziej. Jedna, druga sekunda. W głowie pustka. I wtedy tuż obok rozlega się szept ucznia – i podpowiedź: - Piosenka!

*

Zdarza się, że kiedy po latach spotykam moich dawnych uczniów, z sentymentem wspominają angielskie piosenki, których ich nauczyłam, a z tych najczęściej wymieniane są przeboje – Beatlesów. Faktem jest, że ja – ówcześnie fanka Rolling Stonesów – głównie dzięki pracy w szkole poznałam i polubiłam czwórkę liverpoolczyków. Chciałam jakoś urozmaicić lekcje, a piosenki Beatlesów do tego nadawały się idealnie. Musiałam więc nie tylko nauczyć się wybranych, ale przedtem przeanalizować większość z istniejących od strony tekstowej i muzycznej.

Teraz po latach, z czułością wspominam szept tamtego ucznia, nie wiedząc nawet z czyich ust wtedy się wydobył. Anonimowi pozostają też uczniowie, dzięki którym w mojej teczce prowadzonej w tamtych czasach przez służbę bezpieczeństwa znalazły się informacje o tym, o czym rozmawiałam z nimi na lekcjach. Pozostają anonimowi dla mnie, ponieważ nigdy do swojej teczki nie zajrzałam. Znam jedynie ogólne opisy jej zawartości dokonane przez IPN. Wolę myśleć o tamtym szepcie, i o tamtej piosence.





20.05.2020


.