Nasza
polonistka, która jednocześnie była naszą wychowawczynią - kiedy
byłam uczennicą ogólniaka - rzadko robiła wykłady, natomiast
częściej wywoływała nas do omawiania zagadnień. Rzadko jednak
ryzykowała korzystanie z wiedzy i zdolności uczniów pozbawionych
wiedzy i zdolności humanistycznych.
I tak
– byłam dość często odpytywana w ten sposób. Najczęściej
otrzymywałam do zreferowania wątki patriotyczne lub ogólnoludzkie
w omawianych utworach, co przychodziło mi na tyle łatwo, że nie
musiałam nawet mieć przeczytanego analizowanego utworu.
Erotyki
natomiast najczęściej analizowała koleżanka, której nie kojarzę
z nadzwyczajnymi humanistycznymi zainteresowaniami. Jednak jako
jedyna w klasie miała regularnego narzeczonego, a nasza
wychowawczyni była realistką.
Pamiętam,
jak pewnego dnia zostałam niespodziewanie wywołana do zreferowania,
co pewien poeta miał na myśli w malinowym chruśniaku [1].
Wiedziałam, że nauczycielka wie, że tradycyjnie nie zmarnowałam
czasu na odrabianie pracy domowej. Widziałam również, że widzi,
jak nieśpiesznie wstając do odpowiedzi pospiesznie - po raz
pierwszy - czytam zadany wiersz.
I
poleciałam - erotyką tak parną, że już nigdy potem nie
zaryzykowała wywoływania mnie do takich tematów. A może jedynie
upewniła się, że na maturze z takimi tematami też poradzę sobie? [Spacer z Duchem]
Klasyczne piosenki miłosne – kiedy je polubiłam – to jednak lubiłam dość płaczliwe, takie o złamanych
sercach. Oto jedna z moich ulubionych, którą już niewiele osób
pamięta, podobnie jak nie pamięta wykonawcy o długim nazwisku –
Long John Baldry [2].
Long John Baldry - Let the Heartaches Begin (1967)
11.04.2015
.