Abba mia!

Nie pamiętam, czy w młodości lubiłam Abbę, czy też słuchałam tego zespołu jedynie wtedy, kiedy ich muzyka pojawiała się w moim życiu jako rodzaj muzycznej tapety, czyli niezamierzonego tła różnych życiowych zdarzeń. Dopiero parę lat temu, dzięki pewnemu filmowi, w którego fabułę bardzo zgrabnie wpleciono przeboje Abby, ale nie był to szeroko znany filmowy przebój Mamma Mia!, wróciłam nostalgicznie do dźwięków znanych z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

„Największym marzeniem bohaterki Wesela Muriel, zakompleksionej wielbicielki zespołu Abba jest bajkowy ślub. Znudzona oczekiwaniem na tego jedynego postanawia zaszaleć, kradnąc pieniądze i wyjeżdżając w egzotyczną podróż.” - tak zapowiada fabułę znany portal filmowy [1]. Wypełniony skocznymi melodyjnymi piosenkami szwedzkiego zespołu, ten australijski film pozostaje jednak śmieszno-smutno-gorzki, taki jakie bywa życie:






Osobiste życie członków zespołu układało się pewnie podobnie: i radośnie, kiedy cieszyli się muzyką, którą tworzyli i wykonywali, i smutno, kiedy przestała ona dawać im już radość, w związku z czym zdecydowali o rozwiązaniu zespołu, i gorzko, kiedy tworzące Abbę małżeństwa rozpadały się.

Dość regularnie podtrzymywane i medialnie nagłaśniane są spotkania zespołu po latach, na przykład przy okazji licznych premier popularnego musicalu, współtworzonego i współfinansowanego przez członków zespołu, Mama Mia!, później przerobionego na film pod tym samym tytułem, średnio udany, ale niezmiernie popularny i dochodowy.

Zdefragmentowany na wiele sposobów zespół potrafi nawet po latach od szczytu swojej popularności bardzo profesjonalnie dbać o stworzony przez siebie rynkowy produkt o nazwie Abba. Inną dobrą okazją do podtrzymania pamięci fanów było nie tak dawne otwarcie w Sztokholmie muzeum zespołu [2], albo wydanie ponad dwadzieścia lat po rozpadzie grupy nostalgicznego teledysku o sentymentalnym tytule The Last Video:






Dzień Fanów i Przyjaciół w muzeum zespołu. Thank you for the music, Abba:






31.12.2016


.