Nowojorczyk,
obecnie dziewięćdziesięcioletni starszy pan, tradycyjne szlagiery
zaczął śpiewać po drugiej światowej wojnie. Szczyt artystycznej
kariery osiągnął w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku,
żeby w połowie lat sześćdziesiątych, wraz z pojawieniem się
muzyki rockowej, znaleźć się poza nawiasem show biznesu. Nie
nagrywał płyt, nie miał menadżera, rozpadło się jego drugie
małżeństwo, podupadł na zdrowiu, popadł w narkotykowy nałóg,
żył ponad stan, pogrążał się w długach.
W
końcu lat siedemdziesiątych, po niemal śmiertelnym przedawkowaniu
kokainy, zwrócił się do swoich synów, muzyków młodej generacji,
o pomoc, z których jeden starając się wtedy pomóc ojcu stanąć
na nogi życiowo i finansowo, odkrył w sobie talent do interesów,
którego zupełnie brakowało jego artystycznie utalentowanemu ojcu.
Jako menadżer ojca nie tylko doprowadził do powrotu ojca w wielkim
stylu na czołówki list przebojów, ale dokonał tego nie zmieniając
w niczym ani jego artystycznego emploi, ani scenicznego wizerunku.
Starszy pan, któremu udało się uporządkować życie nie tylko
artystyczne, stał się gwiazdą pokolenia mtv.
Oto
Tony Bennett [1] w duetach z gwiazdami obecnej epoki śpiewa
stare znane standardy:
Bennett & Lady Gaga - The Lady is a Tramp:
Bennett & Amy Winehouse - Body and Soul:
Bennett & Andrea Bocelli - Stranger in Paradise:
31.12.2015
.