Były:
Lulu, Sandie Shaw, Cillia Black, Petula Clark, Dusty Springfield.
Była też Marianne Faithfull, i była Mary Hopkin - [więcej]. W
końcówce lat 1960-tych ostatnia z wymienionych przemknęła przez
listy przebojów jak meteor, głównie za sprawą swojego
sztandarowego hitu Those Were The Days, który
wykonywany przez Hopkin cieniutkim i drżącym głosem bardzo dobrze
pamiętam, ale do którego - nie wiem dlaczego - wracać nie chcę.
Może dlatego, że mało w nim namiętności, a sporo chłodu?
Przedostatnią
z wymienionych, Faithfull, również pamiętam z jednego przeboju - z
roku 1964 - As Tears Go By który podobał mi się, gdyż napisali go Mick
Jagger i Keith Richard, a ja byłam wtedy fanką Stonesów, ale
chociaż nadal brzmi on w mojej pamięci, teraz też nie za bardzo
chcę do niego wracać, ponieważ w międzyczasie całkowicie odcięło
mnie od słuchania tego zespołu, a ekscentryczność Faithfull też
mnie za bardzo nie zachęca. Być może jednak kiedyś powrócę do
tych płynących łez, lecz w zupełnie innym kontekście? [Skąd się o tym wie?]
Z
brytyjskich piosenkarek z czasu Swinging Sixties chyba
najlepiej w mojej pamięci zapisała się Petula Clark. Nie wiem
jednak, czy z powodu swojego śpiewu, czy też z powodu - w moim
odczuciu - zabawnie brzmiącego i zabawnie rymującego się kwietnego
imienia oznaczającego płatek tulipana [rymy]. Jednak obecnie
właśnie do jej przebojów i do jej silnego głosu chce mi się
wracać. O Lulu, Shaw czy Black wiem tylko, że były, i że kiedyś
ich słuchałam. Springfield jest ok, ale jednak nie przebije Petuli.
Dodatkowo, od kiedy dowiedziałam się, że Springfield związana
była romantycznie z różnymi kobietami, z których któraś wybiła
jej rondlem zęby, mówię tej pani - dziękuję. Nie chcę słuchać
jej muzycznych miłosnych wynurzeń. A więc na moim prywatnym placu
muzycznego boju w konkurencji Rozbrykane Brytyjki pozostaje
żona wierna jednemu mężowi i matka oddana trojgu dzieciom, PetulaClark:
Kiss Me Goodbye (1968):
lato 2020
.